You CAN always get what you want

12:58


Ile razy słyszeliście, że w życiu nie można mieć wszystkiego? Że w pewnym wieku niektórych rzeczy już nie wypada? Albo ktoś ocenił Wasze marzenia jako zbyt śmiałe, zupełnie nierealne? Nie dajcie sobie wmówić tych głupot!
Ja też byłam ofiarą takich "dobrych rad". Bo ich autorzy szczerze wierzą w ich pozytywny wydźwięk. Chcą uchronić nas przed rozczarowaniem i zawodem. W końcu przestałam ich słuchać, wzięłam własne życie w swoje ręce i wiecie co? To ja miałam rację.
źródło: prywatny album
Iście koncertowa atmosfera była mocno wyczuwalna już na Dworcu Głównym PKP we Wrocławiu, skąd wyruszyłam w podróż ku spełnieniu największego marzenia mojego życia. Z samego rana weszłam na odpowiedni peron, który był po brzegi wypełniony ludźmi w koszulkach z słynnym, czerwonym językiem. Jeszcze bardziej cieszył fakt, że tych ludzi dzieliły całe pokolenia.
Tego dnia nie zawiodły także nasze Polskie Koleje Państwowe, który podstawiając zastępczy tabor, opóźniły całą podróż o niemal 60 minut. Ale fani Stonesów są nie do zdarcia i całe zamieszanie nie zepsuło nam humorów. Co więcej, anulowana rezerwacja miejsc i całkowita dowolność w temacie zajmowania nowych sprawiła, że poznałam pana, który opowiedział mi historię swojego pierwszego koncertu The Rolling Stones.
źródło: prywatny album
Z każdą minutą emocje przejmowały nade mną kontrolę. W momencie otwarcia bramek naprawdę zaczęłam bać się o swoje serce! Rozpoczął się szaleńczy wyścig w poszukiwaniu odpowiedniej drogi i kolejnych bramek. Niestety organizacja wydarzenia nie ułatwiała tego zadania. Brak oznaczeń i obsługa złożona z przypadków ludzi, którzy w większości nie mieli pojęcia, co należy do ich kompetencji. W końcu stało się! Ostatkami sił wbiegłam na płytę stadionu, stanęłam w 4 rzędzie i na widok ogromnych telebimów z logo Stonesów, po prostu rozpłakałam się.
źródło: prywatny album
Nagle czas zaczął płynąć bardzo szybko. Kolejne godziny oczekiwania na support (w tej roli fantastyczny Trombone Shorty & Orelans Avenue) minęły dosłownie w mgnieniu oka.
Generalnie jestem negatywnie nastawiona do supportów. Ich zadaniem jest rozgrzać publiczność przed występem głównej gwiazdy i zwykle kończy się to marnym skutkiem. Dramat jest tym większy, kiedy to wsparcie spóźnia się. Jestem tolerancyjna do 10 minut. Po tym czasie zespół jest u mnie całkowicie skreślony. W tym przypadku musiałam zmienić zdanie.
źródło: https://www.facebook.com/TromboneShorty/
Trombone Shorty to tak naprawdę Troy Michael Andrews, puzonista i trębacz z Nowego Orleanu. Swój wrodzony talent (Troy jest młodszym bratem Jamesa Andrewsa oraz wnukiem Jessiego Hilla) wykorzystuje w grach w orkiestrach. Jego umiejętności szybko zostały docenione i już w 2005 roku dołączył do zespołu Lenny'ego Kravitza, wyruszając z nim w trasę po całym świecie. Robi wrażenie?
Trombone Shorty & Orelans Avenue to wybuchowa mieszanka funku, popu, jazzu i hip-hopu. Jeśli wydaje się Wam, że ta muzyka to totalnie nie Wasza bajka, nawet nie zdajecie sobie sprawy, w jakim błędzie jesteście.
źródło: http://loungemagazyn.pl/
Ten zespół już od pierwszych dźwięków sprawił, że chciałam tańczyć. Ba! Chciałam tańczyć, szaleć, bawić się, po prostu cieszyć się życiem! Lider grupy jest żywym wulkanem pozytywnej energii, który jak mało kto wie, jak tę energię przekazać innym. Jeśli kiedyś jeszcze zdecydują się na koncert w Polsce, będę pierwszą osobą, która kupi bilet. Wam proponuję to samo.
W końcu nadszedł ten czas. Po latach cichego wzdychania do zdjęć, teledysków, kolekcjonowania książek i winyli, stanęłam twarzą w twarz z The Rolling Stones. I tu historia zatacza koło, bo znów zaczęłam płakać, a do tego w wyniku podniecenia przeszły mnie dreszcze. W jednej sekundzie zapomniałam o całym świecie. Wszystkie dotychczasowe troski, problemy, nawet ludzie dookoła mnie przestali istnieć. Byłam tylko ja i oni: Mick Jagger, Keith Richards, Ronnie Wood aka Król Pierogów (cytat Jaggera) i Charlie Watts.
źródło: prywatny album
Cała czwórka jest już grubo po 70. Co więcej, ten zespół ma ponad 50 lat! A mimo to, mają w sobie tyle energii, życia i wigoru, że spokojnie wystarczyłoby dla tych wszystkich ludzi, którzy tamtej nocy wypełniali warszawski stadion.
Nie było efektów specjalnych (poza fajerwerkami na sam koniec, kiedy grali (I can't get no) Satisfaction) ani innych cudów. Żadnej wymyślnej choreografii poza dziwacznym tańcem Jaggera, który w jego wykonaniu jest zupełnie naturalny. I chyba własnie to było w tym wszystkim najlepsze.
źródło: prywatny album
Parafrazując słowa Micka Jaggera, to była naprawdę cudowna noca (oryginał brzmi "Co za cudowna noca!"). Przeżyłam najpiękniejszy moment w całym moim życiu. Usłyszałam na żywo ulubione utwory grane  przez ich autorów. Zobaczyłam mężczyzn, którzy są dla mnie uosobieniem bogów. Spotkałam ludzi, którzy nieustannie udowadniają, że nigdy nie jest na nic za późno, o ile my sami dobrze czujemy się z tym, jak wyglądamy i co robimy.
Na koniec chciałabym jeszcze wspomnieć o parze fantastycznych ludzi, Piotrze i Joannie. Piotr robi breloczki oraz biżuterię, a Joanna tworzy poduszki. Ich wyroby to nie są jakieś tam kolczyki i skrawki materiałów, które równie dobrze możecie znaleźć na miejskim pchlim targu. Te dzieła to doskonałe repliki najpopularniejszych gitar!
Krótko przed koncertem miałam to szczęście, że w konkursie wygrałam dowolną poduszkę. Wybrałam Les Paula uszytego z materiału w jednorożce, ponieważ właśnie z tym modelem Gibsona można zobaczyć Keitha Richardsa. Czy mogłam dokonać lepszego wyboru? Chyba nie. Ale przekonajcie się sami na stronie Kelthes Mini Guitars Official.
źródło: prywatny album
setlista:
1) 'Street Fighting Man'
2) 'It's Only Rock 'n' Roll'
3) 'Tumbling Dice'
4) 'Just Your Fool'
5) 'Bitch'
6) 'Like a Rolling Stone'
7) 'You can't always get what you want'
8) 'Paint It Black'
9) 'Honky Tonk Woman'
10) 'You got The Silver'
11) 'Before They Make Me Run'
12) 'Sympathy For The Devil'
13) 'Miss You'
14) 'Midnight Rambler'
15) 'Start Me Up'
16) 'Jumpin' Jack Flash'
17) 'Brown Sugar'
----------
18) 'Gimme Shelter'
19) '(I can't get no) Satisfaction'

You Might Also Like

1 komentarze

  1. Kocham Stonesów i nie wyobrażam sobie nie być na tym koncercie. Emocje związane z wydarzeniem towarzyszyły mi od grudnia - wtedy usłyszałam pierwsze pogłoski o czwartej wizycie chłopaków w Polsce. Co prawda podejrzewam, że niewielu (bo żadnego nie spotkałam) szesnastolatków wielbi Stonesów ;) ale ja żyję tą muzyką. Nie spodziewałam się, że w ten sposób zareaguję na koncert: byłam w szoku, jakby sparaliżowana. Na swoim blogu opisałam te emocje ze szczegółami: http://klawojakcholerakonsjerz.blogspot.com/2018/07/kiedy-zespo-pojawi-sie-na-scenie.html
    Niesamowite, wręcz historyczne wydarzenie :)

    OdpowiedzUsuń